Znikąd pojawia się gęsta mgła, a ja już mam gotowe kadry w głowie…
Staję przed obiektywem z pilotem w ręku i odgrywam swoiste przedstawienie przed samą sobą. Nikt mnie nie widzi oprócz mnie samej. Czasem ze sobą rozmawiam. Pouczam siebie. Cyrk normalnie. Bywa, ze wyzywam siebie od idiotek, bo właśnie pomyliłam przypadkowego przechodnia z Martą. A był to obcy mężczyzna. Potem już nawet nie widzę, że ktoś mi się przygląda z zaciekawieniem. Wyłączam się tracąc poczucie czasu.
Dobrze się ze sobą czujemy wtedy. Bywa, że się śmieję widząc z jaką powagą chcę się ze sobą pogodzić, podając sobie dłoń.
Potem przytulamy się do siebie. Dość nieporadnie, ale w wyobraźni wychodzi nam to o wiele lepiej.
I jest jakoś tak nieziemsko.
Fotografia
tak właśnie działa
dobrze, jeśli jest dobrze!
OdpowiedzUsuńGosiu, przeczyść obiektyw, bo obraz jest tak rozmazany i mglisty, że wydaje się, jakby Ciebie było dwie, a nawet trzy ( jakby się dobrze przyjrzeć)
OdpowiedzUsuń;)
Asia